mną dla innych; profesor jednak widocznie zadowolonym był z niej dla siebie.
Usłyszawszy wchodzącego, podniósł oczy na kominek, popatrzył na bardzo ładny zegar stojący na nim, a zdający się być wcale nic na swojem miejscu między pospolitymi meblami, które go otaczały, i rzekł głosem więcej sztywnym niż ostrym.
— Siódma bez pięciu minut! Gazeta przychodzi o pół do siódmej. Przynosisz mi ją dzisiaj o dwadzieścia minut później jak należało. Pierwszy raz kiedy jej nie będzie na moim stole o pół do siódmej, opuścisz służbę u mnie o ósmej.
— Czy pan będzie jadł teraz obiad? — spytał służący odchodząc.
— Teraz jest siódma bez pięciu minut, a ja jadam o siódmej! Wiesz o tem, boś już od trzech tygodni w służbie u mnie! Zapamiętaj sobie, że nigdy nie zmieniam raz postanowionych godzin i że nigdy nie powtarzam moich rozkazów.
Profesor położył dziennik na stole i zabrał się znowu do pisania memoryału, który miał się ukazać nazajutrz w Annalen für Physiologie. Nie popełnimy żadnej niedelikatności, wymieniając tytuł tego memoryału:
Dlaczego wszyscy Francuzi dotknięci są dziedzicznem zwyrodnieniem?
Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/054
Wygląd
Ta strona została przepisana.