Strona:Juliusz Verne-500 milionów Begumy.djvu/038

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzwonił do domu ojcowskiego i poruszył tem cały spokojny cyrkuł Aubettes.
— Któż to zachorował? — pytały się kumoszki, rozmawiając z sobą przez okna.
— Niema doktora w domu! — wołała stara sługa z okienka na ostatniem piętrze.
— To ja, Oktawiusz!.. Otwórz mi Franciszko!
W dziesięć minut potem Oktawiusz wszedł nareszcie do domu. Matka i siostra jego, Joanna, naprędce włożywszy szlafroczki zbiegły do niego, pytając niespokojnie, co znaczą te niespodziane odwiedziny.
List doktora, głośno odczytany, wyjaśnił tajemnicę.
Pani Sarrasin, olśniona przez chwilę, płacząc z radości uściskała syna i córkę. Zdawało się jej, że świat do nich należeć będzie, i że nieszczęście nigdy nie dotknie młodych ludzi, posiadających kilka milionów. Jednakże kobiety łatwiej niż mężczyźni oswajają się z wielkiemi zmianami losu. Pani Sarrasin odczytała list męża, pomyślała sobie, że jego to właściwie rzeczą kierować tak jej własnem jak i jej dzieci życiem, i spokój wrócił do jej serca. Co do Joanny, ta cieszyła się radością matki i brata; ale wyobraźnia trzynastoletnia nie roiła większego szczęścia nad posiadanie małego, skromnego domku, w któ-