Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Przymierze serc i inne nowele.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chodził w opowiadaniu do sierżanta Trepki, tu tracił się, gubił i zaczynał krzyczeć.
Wtem żołnierze skupieni w drzwiach rozstąpili się i wszedł zmoczony, oślizgły, jakby dwa razy cieńszy sierżant Trepka. Zatrzymawszy się po prawej stronie, stuknął obcasami i czekał.
— Co on gada? — spytał cierpliwie Leń, — co on gada, sierżancie, o was, o Bylewskim?
Rostowicz drżał na całem ciele, podczas gdy Trepka wedle wszystkich przepisów krótko i zwięźle meldował o zdarzeniu.
— Jako że nastąpiła niesubordynacja, nie w drodze służbowej, a czynnie na miejscu przeze mnie ukarana. Przyczem utonął w rzece żołnierz Bylewski. Dopopłynąłem, trupa wydobyłem. Leży na brzegu. Wysłałem po niego sanitariuszy. W mundurze Bylewskiego były listy.
Trepka podał Leniowi małą, niebieską kopertę i zakończył, że się z Rostowiczem melduje do raportu.
Na całą kompanję padł od tego wydarzenia urok tak osobliwy, że przyćmił śmierć Bylewskiego a nawet całą uroczystość pogrzebową.
Wydarzyła się przecie rzecz niezwykła! Rekrut, widząc tonącego kolegę, skoczył o ratunek do starego, dzielnego sierżanta, a ten zamiast pomóc, dał rekrutowi po zębach.
Można było, jako łagodzącą okoliczność uważać, że Bylewski popełnił samobójstwo. List w niebieskiej kopercie mówił o tem wyraźnie i musiały w nim być bardzo służbowe dane, skoro ten „prywatny“ papierek załączono do aktów kancelarii pułku.