Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/408

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Krywultem. Szczyt wszelkiego rządu, to właśnie taka spokojna anarchja.
— Powiadasz...
— Tak. I w myśl tej samej zasady, w imię której grasz w tennisa z Krywultem, — tu Dąbrowa miał rację, — chciałabym, żebyś się rozmówił z Rasińskim. Dla wyrównania, — dla bezkarności, — dla rozumu rządzenia. Wszystko jedno.
— Nie wszystko jedno! Mogę dużo przebaczyć i dużo nie chcieć wiedzieć, ale ten właśnie Rasiński, który nie był wcale przeciętnem bydlęciem, żeby miał uciekać się do gróśb? To skandal!
Przeszli do buduaru Hanki. Przebierała się do tennisa. Nie mówili już o tej rozmowie z Rasińskim ani w samochodzie podczas jazdy, ani na tennisie w rozległych prerjach „Agrykoli“ wytyczonym.
Gra szła niesporo. Krywult nie mógł nadążyć. Ale upierał się ciągle, szukając mimowoli odpoczynku przy siatce, pod pozorem kłótni o fałszywy rzut.
Wówczas obie panie, Pesteczka i Hanka, niby białe kapustniki przyfruwały z głębi placu, podchodził też blisko Barcz,
Krywult zdyszany, zziajany, karminową twarz, rzekłbyś maskę w ciemnym agacie rzniętą, obracał na wsze strony i tłumaczył.
— Pani myśli — płynął ku niej wzdęty głos wodza — nie wytrzyma stare generaliszcze. Pięknie! Otóż wszystko wytrzyma, — moja miła.
Nie trafiał ani w kwadraty, ani nawet na pole autów. Piłki szły oślep z suchym brzękiem.