Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pochylone nad cyframi głowy Pycia i Wildego, jakgdyby przeglądnąć się usiłowały w gładziźnie kartek.
Nagle twarz majora okryła się bladością. — Ratować, koniecznie ratować, — krzyknął.
— Kogo?... — roztarł ciężko Krywult grozę milczenia.
— Jakto, kogo? Honor oficera! Honor oficera, — piszczał Pyć. Bo jeżeli, choćby tylko my wiemy to, co po przejrzeniu tej księgi wiemy? Wszystko trzeba zrobić, aby dać możność wyjaśnień. Tem bardziej, że główny świadek w tej sprawie —
— Co główny świadek? — urwał Dąbrowa.
— Stan pani generałowej Barczowej — bzykał Pyć — pogarsza się tak dalece, że zachodzi obawa życia. Musimy więc działać szybko, aby oskarżony, o ile jest niewinny, mógł bronić się, póki żyją świadkowie. O ile jest winny... Abyśmy odrazu wiedzieli —
— W każdym razie aresztować! — wrzasnął Dąbrowa.
Cały N. W. T. S. skoczył na nogi. Czyściutko zabłysły pod nim politurowane siedzenia opuszczonych krzeseł.
— Aresztować — przyświadczył Pyć.
— Rasińskiego?... — stwierdził Dąbrowa.
— Rasińskiego!
— No i armjaż to, armja — bolał Krywult w powszechnym hałasie.
Już przy wyjściu odwrócił się, pociągnięty nagle przez majora za bluzę.
— Jedna chwila, panie generale.