Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sama możliwość konkurencji między tym oto kryplem, a synem obrażała Barczową. Stach nie pilnował żony, myślała w huku trąby zganiającej z gościńca krowę, — ale to dlatego, że dzieci nie mieli...
Na dnie rozważań matki ocknęło się nieśmiałe zadośćuczynienie: Jeżeli nie mieli dzieci, to tylko z winy Jadzi. Jakaś wada organiczna. I gdyby teraz... To może znów kiedyś, jeszcze raz życie swe nawiązując, Stach.
Poskromiwszy tę myśl, — rozpłakała się.
Natomiast w lecznicy, gdy oparzoną windowano do pokoju, a lekarze dwuznacznie wzruszali ramionami, — okazała Barczowa „hart i srogość“ wobec Pietrzaka, który lepił się głośno do linoleum długich korytarzy.
Konsyljum po południu, ze specjalistą. Żyć chora będzie... Dopiero, gdyby jedna trzecia część powierzchni ciała była oparzona. Naturalnie, ręczyć nigdy nie można. Teraz w pierwszym rzędzie, — oczy.
Nie chciało się to mieścić w głowie Pietrzaka. Wynalazłszy doktora, który umiał po angielsku, gadał jednym tchem o skórze, — że się to robi, Londyn, Paryż i pod Hamburgiem. — Ale oczy?!
Przerwała mu stara Barczowa, zaniepokojona możliwością jakichś nieodpowiedzialnych zwierzeń. Skupiwszy tedy na sobie wszystkie oznaki współczucia doktorów, umawiała się o cenę.
Zapewniono, że wszystko będzie dobrze i że z łatwością dojdą do porozumienia. — Gdyby szanowna pani chciała więc, po takiej nocy odpocząć —
— Matka nie odpoczywa w takich razach, — po-