Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tłuści starzy, którzy za biednych głupich gadać zaczną! — Bił Barcza wierzytelnie pięścią w piersi. — Za biednych głupich. Tak, jak ty za mnie myślisz i gadasz w armji...
Barcz klepał go po łopatkach.
— Mój drogi Dąbrowa, możesz myśleć, co chcesz, byłeś to polowanie wojenne sumiennie, porządnie, wzorowo —
— To właśnie, — judził Dąbrowa, podbierając się pod Barcza, — że ci jest obojętne, co się myśli! Pójdę na front, przyjaciół mej idei będę gromił, byle mi tu nie było obojętne, co się myśli...
Jął nagle krzyczeć w ciemność, nizaną dalekiemi światłami: — Żeby nie słuchać, jak tłuści starzy za biednych głupich gadać zaczną... „Przez to“ jestem głupi, — ale młody... A tyś już dzisiaj stary...
Barcz chciał się odsunąć, dotknięty niemile tą gadaniną, skandowaną warczeniem samochodów.
Dąbrowa nie pozwalał; łasił się dalej drapieżnie:
— Tobie już wszystko jedno, Barcz, co się myśli. Już nie ty, a inni straszą świat młodością!... Już inni chyłkiem krew tu leją — a ty spokojnie ją mierzysz, jak barszcz chochlą. Inni tu przez śmierć swoją protestują, gdy ty!!...
Barcz wyrwał ramię z uścisku i przystanął na środku drogi. Dość bowiem miał już. Spojrzał poza siebie, skąd toczyły się naprzód jasne źrenice wozów.
— Gdy ty, — Dąbrowa skoczył przez trójkąt światła, — gdy ty cudzą śmiercią wszystko zgodnie podpisujesz...