Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Generał Barcz.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jął mierzyć Jadzię zimno, dokładnie.
Królowała wesoło za szerokim stołem. Z jej lekkich, pilnych palców, niby bujne ćmy, wypadały suto odziane laleczki na ręce ciekawych. Twarz stała w łunach radości, w oczach złocił się triumf dziecinny.
Groźne cisze zwarły się w piersiach Pycia. Skromna, zawsze poręczna zabiegliwość pracować jęła szybko, obojętnie i oto, na wszelki wypadek, widział już wszystko nieomal dokonane, z przypadkowym tytułem słów Barcza...
Porcja czułości. Pietrzak... Jadzia, — która może otworzy zamknięte serce Pietrzaka?...
Pyć zbliżył się do młodej Barczowej. Żartował z brzydkiej zdrady laleczek. Odeszły od dzieci, nie powrócą, — mają jechać na front. I co jeszcze? I widać z tego, że przedmiot jest mały, a świat wielki.
W miarę tej gadaniny, wesoła postać Jadzi, znaczona spojrzeniem Pietrzaka, wrastała majorowi poprzez rozlane źrenice, — głęboko — w stały, kryty tok szarych, cichych sprężyn...
Radził, by się trzymała redemptorystów. Silne poparcie kapitału może sprawę doskonale rozwinąć. Oni mają tyle pieniędzy!
Pietrzak triumfował, niby nie słysząc, a chwaląc się przed Drwęską.
Nie słuchała go. Chciała dziś koniecznie przylutować sprawę wywozu kresowych zabytków, bodaj do biura Rasińskiego.
— Mimo wszystko — mówiła — uważam, że nie zna mnie pan. Wobec tego nic mi nie pozostaje, jak pozna-