Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozmowę z tą siostrą. I zaczęła, zaczęła. Zdaje się jej, że czuwa, że niby męczy się, a znowu nic nie robi — pomyślał Kostryń. Tak go to wściekło, że doskonale zasnął u siebie w gabinecie.
A może taki wyborny sen wróżył jak najgorzej? Dyrektor czytał w Gazecie Policyjnej nie raz przecież opisy zachowania się więźniów skazanych na rozstrzelanie. W przedśmiertną noc śpią zazwyczaj wybornie.
Koło ósmej rano zbudzono dyrektora wiadomością, że przyszła pani masażystka.
— Kawa w salonie i podajcie ciasto, jeżeli macie świeżo upieczone — powiedział Kostryń nie patrząc na służącego. Knote przepadała za świeżym ciastem. Dyrektor wierzył, że masażystka jak nikt inny poradzi w sprawie śmierci Eleonory Duś. Mało to miała do roboty ciągle z tymi dziewuchami, przestrzykami, mało to przepuszczała tego przez ręce. Ma przecież i drogi wydeptane, i chwyty wyrobione, ma praktykę w tej branży.
Wszedł do salonu ze słowami: — Ta historia wczoraj w magistracie! Poturbowali parę kobiet, potrącił1 dwoje, czy troje dzieci, fakty przykre. Ale, powiedzmy sobie: takie jest właśnie życie Osady Górniczej. — Urwał spojrzawszy na masażystkę.
Nie powstała na przywitanie dyrektora, uniosła ( się zaledwie na krzesełku. Pani Stanisława w wiśniowym rannym „sorti“ łóżkowym częstowała uprzejmie kawą, bułeczkami, ciastem, miodem. Nie. Nic z tego. Knote wypiła pół filiżanki czarnej kawy, ale jeść? Za nic w świecie! Kostryń zwrócił uwagę na ciasto.
Też nie. Za nic w świecie.