Przejdź do zawartości

Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Czarne skrzydła Tadeusz.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

razu we wszystkich swoich srebrach i porządkach. On to dopiero wyratował i z rąk woźnych wydobył Falkiewicza, bądź co bądź prawie starca, chociaż w smokingu i usztywnionej koszuli.
Bez wszelkiej przydługiej filozofii określił pan Kapuścik położenie geometry jednym słowem: — Jesteś pan w sztok pijany, rozumiesz pan?
Falkiewicz dalej swoje i wspina się do piersi policji i znów powtarza wyjąc przy tym bezwstydnie: — Nawet tej strasznej prawdy do wiadomości swojej ode mnie nie przyjęli!!!!
Pan Kapuścik miał chyba ważniejsze zadania, niż z panem maxkszajderem? Rypnął go pięścią w piersi, że pomylony geometra stoczył się w bok, do rowu.
Zadania Kapuścika, jak oceniali to nawet po wypadkach bezstronnie wszyscy, były rzeczywiście nielada i przerastały siły policyjne Osady Górniczej. Wydzielić kogoś do pilnowania placu przed Izbą Zborną i wszędzie tam, wokoło, gdzie ludzie zatruci trzęśli się wśród śniegu na noszach, niby galareta.
Obstawić plac, obstawić szyb: przyjechali do tego strażacy. Ale w Osadzie cała straż ogniowa to dwie stare sikawki i kilka drabin.
Wyłonić czujne warty wokół całego „Erazma“. Nie chodzi teraz o pilnowanie węgla na zwałach! Wielka to komu strata tych parę korcy, gdy z ogniem idzie główny szyb wywozowy kopalni?! Niech kradną! Powyłazili wszędzie na płoty i parkany wszyscy, którzy o nieszczęściu już wiedzieli, a zwiedziało się, naturalnie, całe miasto.
Naród wisiał na palisadach, przeginał się, ucis-