Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Życie Chopina.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w tony owe wpadają własne słowa, własne a niespodziane: — Matka! Moja biedna matka!
Ocean szumi jeszcze, gdy oto wiara ojców nachyla się nad łożem i zapytuje — wierzysz, jak cię matka uczyła?
Jak mnie matka uczyła.
I oto nagle nadchodzi siła inna, moc ogromna, straszliwa, moc czarna i bezmierna. Ocean szumy swoje cudowne zatrzymuje, słuch, ta muszla nieśmiertelnego tonu, pustoszeje żałośnie. Ręka pisze ostatnie słowa — by mnie ziemia nie zadusiła, otwórzcie ciało, bym nie był pochowany żywcem.
To jedno jeszcze wiesz: nadciąga zemsta przeogromna, wieczna zemsta na tych, co kwitną i płoną w lotnych tonach, czarny żywioł wali się zewsząd i gniecie, dławi, miażdży. W tym lęku wydał z siebie ostatnią boleść ziemską, w tym lęku zniknął cień.
Ludzie, Ojczyzno jego ukochana, kraje, drzewa, żywioły, gwiazdy nad naszymi domami, nad każdą wyspą i nad wszelką wędrówką: ile widzieliście tu cierpień, pomyłek i upadków, rozpaczy i żałości, tyle znajdziecie głębi.... A ile wiosny, wesela i radości, tyle znajdziecie prawdy w jego nieśmiertelnych tonach.