Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VI.

Całe jego życie... Wszystkie myśli... Wszystkie ideje...
Nikt chyba nie wiedział, co to znaczy tak, jak Zatorska... Żaden znawca, żaden Bruckner, Feldman, czy Chrzanowski, — nikt...
Nie śmiała już była wyobrazić sobie jaką treść miało to życie, serce, myśli i ideje...
Niema już źródła, które biło niegdyś... Jeno błyszczą suche kamienie... Szły ongiś prawdy radosne, — oto stanęły w miejscu i krokiem dalej nie ruszą... I już ich nie przybędzie...
Ale jej, żony, obowiązkiem jest, aby ich rytm i strofa weszły między ludzi, — jak o tem marzył Stefan...
Marzenie wszystkich wspólnych lat pożycia...
Marzenie, — mówił jej kiedyś, — wszystkich moich ciemnych mieszkań i wszystkich moich cierpień... Ale, cóż znaczą cierpienia?!... Cierpienia i ciemności?! Kochana!... U końca drogi czeka nas dzwon szczęścia! Mój rytm, to, co mnie najgłębiej przenika, — wejdzie między ludzi...
Niczego nie chcę, — mówił kiedyśindziej, — jak tego, żeby, gdy ludziom oczy z nienawiści pobieleją, żeby się im przypomniał pęd moich wierszy... Sztywnych i suchych, jak stojąca grzywa rozjuszonego zwierza... A gdy sobie przebaczają, niech bodaj małym jakimś skrawkiem pamięci, zaczerpną z mego przebaczenia... Słowem, żeby między ludźmi można było odnaleźć czysty okruch mojej namiętnej prawdy, jak złoto w śmietniku... Rozumiesz?! To już, choćby dlatego warto cierpieć, tysiąc razy warto...