Strona:Julijusz Verne-Miasto pływające.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
64

aby mię widziano w tem miejscu. Na szczęście, korytarzem mającym dwa rzędy pokoików, mogłem wyjść na pokład niespostrzeżony. Jednakże chciałem wiedzieć, czyje to kroki słyszałem. Dopomogła mi ciemnoćś. Umieściwszy się więc w kącie korytarza, mogłem widzieć, nie będąc widzanym.
Szmer tym czasem ustał. Dziwnym wypadkiem współcześnie z nim ucichł i śpiew Ellen’y. Czekałem. Wkrótce się rozpoczął, i na nowo skrzypiała podłoga pod naciskiem powolnych kroków. Przechyliłem głowę, i wgłębi korytarza, w niepewnem świetle, przechodzącem przez arkady pokoików, poznałem Fabijana.
Tak był to mój nieszczęśliwy przyjaciel! Co za instynkt sprowadził go w to miejsce? Czy on wpierw odemnie odkrył schronienie téj młodéj kobiety? Nie wiedziałem, co myśleć. Fabijan zbliżał się wolno, błąkając się po przeforsztowaniach, słuchał; idąc jak za nitką, za głosem, co go przyciągał pomimo jego woli i zupełnie nieświadomie A jednak, zdawało mi się, że śpiew uciszał się za jego zbliżeniem, i że ta nić tak subtelna zerwie się... Fabijan przyszedł blisko pokoiku i stanął.
Jak jego serce musiało bić, słysząc te smutne tony? Jak on cały musiał drżeć! Niepodobna aby on w tym głosie nie znalazł jakiegoś wspomnienia przeszłości!.... A jednak nie wiedząc, że jest na okręcie Harry Drake, jak mógł się domyślać obecności Ellen’y? Nie. To niepodobna; przyciągnęła go tylko zgodność tych chorobliwych tonów z ponurym smutkiem, jaki go dręczył...
Fabijan ciągle słuchał. Co też on zrobi? Czy będzie wołał obłąkanéj? A gdyby Ellen nagle się pokazała? Wszystko było niebezpieczeństwem wtem położeniu! Tymczasem, Fabijan przybliżył się jeszcze więcéj do drzwi pokoiku. Śpiew, który ustawał zwolna, nagle ucichł; późniéj dał się słyszeć krzyk przerażajacy.
Czy Ellen, przez działanie magnetyczne, przeczuła tak blisko siebie tego, którego kochała? Postawa Fabijana była przerażająca. Zdawał się zbierać myśli. Czy miał drzwi wyłamać? Myśłałem, że to zrobi i pospieszyłem do niego.
Poznał mnie. Odprowadziłem go. Dał sobą powodować. Później, głosem przytłumionem:
— Czy wiesz, kto jest ta nieszczęśliwa? — zapytał.