Przejdź do zawartości

Strona:Julian Tuwim - Czyhanie na Boga.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

LILJA




Rozchyliłem stulone płatki lilji i pokazałem jej wstydliwe wnętrze kwiatu.
— Niech pan przestanie.
Jeszcze nie wiedząc, lecz już przeczuwając widocznie, zaśmiałem się nagle i nagle urwałem...
— Bo?...
Podniecające i sekretne były jej oczy, zmrużone niezdecydowaną odpowiedzią...
Wtedy rozwarłem szeroko na cztery strony białe ciało lilji i wilgotnemi wargami upieściłem wnętrze...
A gdy podniosłem oczy — ona stała w pąsach, z rozfalowaną piersią i błyszczącemi źrenicami.
I uśmiechnąwszy się nikle, (pewno z warg moich, ufarbowanych żółtym pyłkiem) — jakimś specyficznie wzruszonym i drżącym głosem powiedziała:
— Pan jest wy-ra-fi-no-wa-nie nieprzyzwoity!...



117