Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo tylko uśmiechnęła się, pokazując sąsiadowi rozwścieczoną babę jedną ręką, a drugą ściskając jego dłoń pod stołem, jakby dla zwrócenia mu uwagi.
Baba powoli się uspokoiła także i zaczęła szybko się obuwać, założywszy przedtem kapelusz z olbrzymią pleureus’ą, na co Stefka znów wybuchnęła śmiechem.
— Ja ci, draniu, pokażę! Czekaj, cholero, czekaj, ty psiakrewskie ścirwo, — mówiła świszcącym szeptem jędza...
Anatol, pomimo to, że żal mu było »Oleni«, która przecież ujęła się za nim, nie mógł powstrzymać się od głośnego śmiechu, patrząc na to czupiradło.
Gleń zgrzytał zębami i złowrogo zpodełba spoglądał na Stefanowskiego.
Kiedy baba już była ubrana, obróciła się groźnie do Glenia, oznajmiła:
— Idę po policję! — i wyszła z kajuty, trzasnąwszy drzwiczkami.
Stefka się przestraszyła i chciała biedz za nią.
— Zwarjowała, chce nas wszystkich wysypać — zawołała.
Siedź, kiedy ci dobrze, nie twój interes, — krzyknął Gleń, — nie bójcie się, nie taka ona głupia, sama dobrowolnie nie będzie lazła policji w łapy. A nawet niech spróbuje, to nie