Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nizmy, ale dla ogólnej spoistości całej paki, każdy chętnie poświęcał własne jakieś animozje. Wprawdzie prawie wszyscy z nich widywali się prawie codzień, ale takie przyjęcie extra, jak proponowane dziś na Pradze, miało dla każdego z nich urok oryginalności i czegoś nowego.
Nie ulega wątpliwości, że jednak najwięcej zainteresowania, choć najstarszy wiekiem, okazywał do dzisiejszej zabawy pan Kowalski, zwany wujem.
Karol zwierzył się na ucho Anatolowi, że ma zamiar zrobić trąbę, ale zagroził mu Anatol, że bez niego nie pójdzie; ten zdecydował się pójść na Pragę, może go to rozerwie trochę i zabawi. Mieli się zejść pod operetką.
Nim siódma wybiła na zegarach towarzystwo się zmieniło. Jedni wypiwszy swoje czarne lub herbaty i nagadawszy się odeszli, inni przyszli.
Z Anatolem został Kowalski. Armand dawno czmychnął, gdyż, jak mówił, »musi się robić na czarnego«, grał Otella dzisiaj. Taksamo i Karol gdzieś się spieszył, może do narzeczonej. Alfi wcale się nie zjawił, widać pojechał na Pragę uprzedzić kogo należy o zamierzonej uczcie.
Pod koniec przyszedł jeszcze młodziutki poeta, którego wszyscy tu faworyzowali i trak-