Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



VI.

Anatol był zanadto na to doświadczonym, aby nie wiedzieć o tem, nie zdawać sobie z tego sprawy; że zadowolenie jego z sytuaji, jaka się wytworzyła, nie jest wiecznotrwałe. Znał te pierwsze porywy uczucia, które nawet wady przedmiotu chwilowego uniesienia potrafią na korzyść tego przedmiotu tłómaczyć.
Och, w tych pierwszych chwilach wszystko się podoba, wszystko caca... Irytował się nawet w duchu na siebie, że raz jeszcze pozwalał się kołysać złudzeniu, (bo jednak jego krytyczny umysł kazał mu rozumieć, że to także jest tylko złudzenie), że jednak ta ostatnia to przecież inna, jak poprzednie, że jest to wyjątkowa istota, no i niesłychanie mu odpowiada; a to, że jest trochę (no przyznajmy się) głupia, zdawało mu się teraz być bezwzględnie jej wielkim plusem, charmem, urokiem i t. d. i t. d.
Leżąc na otomanie i zaciągając się dymem papierosa, myślał nieraz godzinami o swem obecnem bytowaniu. Kiedy przychodziły nań chwile sceptycyzmu, uśmiechał się gorzko do