na talerzu racjonalnie oskrobane z łuski i polane roztopionem masłem.
Zato Armand załapany trochę, a żałujący przegranych już pieniędzy, powiedział, by zaczekali na niego w kabarecie, a on zaraz tam przyjdzie, tylko się odbije, poprzestanie na tem i nie chce nic na czysto wygrać.
Wobec tego we trzech pojechali do kabaretu.
Usłużny gospodarz zaofiarował im lożę, nie pozwoliwszy Kądzielskiemu za nią zapłacić, na co ten zaczął się z gospodarzem certować, nie chcąc od niego przyjąć gratisowych miejsc, ale Alfi mu wytłomaczył, że nie powinien mieć skrupułów, bo on sobie stokrotnie w rachunku za konsumcję ową lożę powetuje.
Gdy tylko zasiedli, posypały się w ich kierunku wystrzelone ze sprężynowych pistoletów serpentiny papierowe.
Kłaniali się na wszystkie strony licznym znajomym, a Alfi jak paw krygował się w blasku objawiającej się tu jego popularności. Wnet zjawili się i picole z bilecikami od różnych dam, proponujących im swoje towarzystwo i zapłacenie im kolacji. Ale na wszystkie te oferty odpowiadali odmownie.
Kurtyna się właśnie podniosła i zaczęła się murzyńska operetka.
Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/124
Ta strona została przepisana.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/22/Julian_Krzewi%C5%84ski_-_W_niewoli_ziemi.djvu/page124-1024px-Julian_Krzewi%C5%84ski_-_W_niewoli_ziemi.djvu.jpg)