Przejdź do zawartości

Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

muszę myśleć o moich dzieciach! I dlatego, choć drzewo to lubię bardziej od innych z powodu jego czaru (i smacznych szyszek) — przenoszę się gdzie indziej...“
I przeniosła się gdzie indziej.
„To nieroztropność szukać guza“ — kwiknął rozważny dzięcioł. — „Sosnie nic nie pomogę, a sam stracę życie tak cenne dla dobra całego lasu“.
Poczem odfrunął filozoficznie.
A dzikie gołębie nic nie mówiły, tylko zagruchały żałośnie i opuściły swoją starą dziuplę w sosnowym pniu.
Taki lęk ogarniał wszystkich przed piorunem, który miał przyjść.

Jakoż nie dał na siebie długo czekać.
Przyleciał nocą na czarnej chmurze, jak potępieniec ognisty. I szukać jej począł namiętnie w świetle błyskawic po całym lesie.
Drzewa stawały w nagłem olśnieniu, poczem waliły się pod jego uderzeniem umarłe. Raził je straszliwie, niechybnie,