Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A potem mrówki, które u stóp choinki miały swój kopiec, usypany z igieł i ziemi, oczyściły z ptaszęcych trupów wymarłe gniazdko.
To była jedna z tych wielu spraw, które dzieją się w gęstwie drzew codziennie.
Drzewa nie mają serc, więc nie opłakują swoich mieszkańców. Lecz drzewa mają głos na wietrze i w tym szumiącym głosie braknie potem małych głosików tych, co zginęli.

I byłyby to sprawy smutne, gdyby nie to, że w opuszczonych gniazdach nowe ptaki zakładają swoje osiedla rodzinne i na gałęziach, gdzie brzmiał śpiew tych, co umarli, rozbrzmiewa potem śpiew tych, co żyją.
A gałąź beztroska i pachnąca kołysze się pod śpiewakiem radośnie, jak zielona kolebka... Ale drzewo nie jest beztroskie, nawet takie drzewo, które i zimą nie traci zieleni.