Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Zawsze była zielona. Nawet wówczas, gdy inne drzewa traciły liść i radość. Nawet zimą, która otula całą ziemię śmiertelną białością.
Gniewało to mróz i wicher. Walczyły z choiną tem zacieklej. Starały się przygnieść ją ciężarem śniegu, przygiąć do ziemi i złamać. Ale śnieg, który giął z łatwością czuby brzózek, bezsilny był wobec choinki. Kładł się wielkiemi i miękkiemi płatami na jej ciemnozielonych gałęziach, lecz każdy silniejszy podmuch wiatru strącał te płaty, które spływały ku ziemi, jak białe, puszyste ptaki.
Wiosną zapalały się na choince jasno-zielone świeczki nowych pędów, śliczne i radosne. Ptactwo śród jej zwartych gałęzi wiło sobie bezpieczne i przytulne gniazda i wychowywało w spokoju nowe śpiewające pokolenia.