Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niego stracony na zawsze, gdy nagle spostrzegł, że otwór jest do tego stopnia wielki, iż człowiek tak szczupłej jak on budowy śmiało się przezeń przecisnąć może.
Zapuścił się więc w kretowisko bez jednej chwili namysłu, następnie uczynił kilka wężowych ruchów i nawet się nie spostrzegł, że ponownie na powierzchnię się wydostał i że znajduje się już poza obrębem faktorji. Widział to jedynie, że jego manticora unosiła się w chwili tej właśnie w powietrze.
Uczony zerwał się więc natychmiast na nogi i nie zwracając najmniejszej uwagi na to, gdzie się znajduje, popędził dalej za owadem.
Manticora tym razem unosiła się w powietrzu wyjątkowo długo, kierując swój lot w stronę pobliskiego lasu, w którym znikła wreszcie.
Kuzyn Benedykt jednak nie dał tak łatwo za wygranę i zaczął jej uporczywie upatrywać na gałęziach drzew, lecz owadu nigdzie dojrzeć nie mógł.
— Przekleństwo — krzyknął uczony, załamując z rozpaczą ręce, — uciekła mi, uciekła! O, cóż to za niewdzięczny owad! A ja go już chciałem na pierwszem umieścić miejscu w mych zbiorach! Poczekaj jednak! Ja nie ustępuję tak łatwo i znaleźć cię muszę!