Przejdź do zawartości

Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Fortuna kołem się toczy! — krzyczeć zaczął, wyprowadzony z równowagi pogardliwem milczeniem Dicka — dziś, ja jestem tutaj panem i twoje życie w moich się znajduje rękach!
— A więc je weź, to życie moje — przemówił nakoniec Dick Sand, mrożąco zimnym tonem. — Pamiętaj jednak, że jest Bóg na niebie, który zna wszystkie twe zbrodnie i że dzień twej kary się zbliża.
— Jeżeli Bóg nie tylko karze za zbrodnie, lecz i nagradza cnotliwych, to czas najwyższy, by się zajął tobą.
— Jestem gotów stanąć przed sądem Najwyższego, co zaś do samej śmierci, to się jej nie obawiam.
— To jeszcze zobaczymy! — zapienił się portugalczyk — widzę, że liczysz na jakąś pomoc! Ha, ha!... Licz na nią, licz, tutaj, w Kassande, gdzie ja i Alvez jesteśmy wszechmocni! Jesteś szalony! Myślisz może, że twoi murzyni znajdują się jeszcze tutaj? Jakżeż ogromnie się mylisz! Są już w drodze do Zanzibaru.
— Niezbadane są drogi Opatrzności — odpowiedział Dick — Herkules jest na wolności.
— Herkules? — zakrzyczał Negoro, tupiąc z wściekłości nogą — dawno rozszarpały go lwy i pantery; i jestem z tego powodu