Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ku wielkiemu rozczarowaniu Dicka, nigdzie nie było widać ani Harrisa, ani też Negora.
Naczelnik karawany, arab Ben Hamis uściśnieniami dłoni powitał Alveza i Coimbrę. Alvez, gdy usłyszał relację Ben Hamisa, że połowa niewolników padła w drodze, zmarszczył się nieco, lecz nie wypowiedział jednego choćby słowa nagany, przecież i tak, jak było, wyprawa obiecywała dać pokaźne zyski.
Dick przysłuchiwał się rozmowie, jaką prowadzili ci „przemysłowcy“ na wielką skalę, lecz nie mógł nic zrozumieć, ponieważ była ona prowadzona w jakimś kosmopolitycznym żargonie, w którym się mieszały wyrazy wszystkich chyba narzeczy i języków. — Wyrozumiał to jedynie, że mówiono w pewnej chwili i o nim również, oraz o jego towarzyszach.
Te domysły Dicka okazały się słuszne następnie, ponieważ jeden z dozorców udał się po chwili w stronę baraku, w którym zamknięci byli czarni przyjaciele nasi, a po chwili Tom, Baty, Akteon i Austyn stanęli przed obliczem Alveza.
Nie chcąc stracić jednego słowa z rozmowy, Dick Sand zbliżył się jeszcze bardziej ku grupie otaczającej Alveza.