Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żać biednej matki i postanowił nic jej jeszcze nie mówić!
To też, gdy w pewnej chwili ujrzał gromadę olbrzymich, ciemnych zwierząt, szybko pędzących ku przepływającej rzece, w której falach pogrążyły się one w końcu, już chciał krzyknąć: „chippopotamy” — lecz powstrzymał się w porę i udał, że nic nie widział.
— Żyrafy, mucha tse-tse, słonie, hippopotamy... wszystko to w Ameryce! Czy ja rozum tracę? — mówił do siebie Dick, ściskając rękoma głowę — Boże miej litość nademną! — kończył modlitwę.
Chwilami rozwiązanie tej zagadki błysnęło mu w głowie, niejednokrotnie na ustach miał jedno okropne słowo, którego jednak nigdy nie odważył się wymówić jeszcze.
Z nikim nie mógł się myślami swemi podzielić. Pani Weldon była zajęta swym chorym synkiem tylko i nic nie widziała, o niczem wiedzieć nie chciała nawet. Duszny niepokój Dicka podzielał jeden Tom stary tylko.
W pół godziny po spotkaniu hippopotamów, Dick, idący na czele całej karawany, ujrzał nagle jakiś przedmiot błyszczący; schylił się natychmiast i podniósł nóż niezwykłego kształtu, z zaokrąglonem ostrzem i oprawny w kość słoniową, roboty bardzo