Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach, tak?!... Teraz przypominam sobie. Mówicie o dawniejszym waszym... kucharzu, jeżeli się nie mylę? I przypuszczacie, iż szedł on w ślad za nami? Cóż?... Jestto możliwe, aczkolwiek mnie osobiście nie wydaje się prawdopodobnem. Lecz w takim razie należałoby może udać się za Dingiem, bo ten Ne... Negoro?.. bo wszak tak ten portugalczyk się nazywa?.. może jest ranny, chory... potrzebuje naszej pomocy?!...
— O, niech pan będzie o niego najzupełniej spokojny — odpowiedział Dick tonem ostrym, choć spokojnym — jest to łotr skończony, który zawsze i wszędzie da sobie rady. Dingo ostrzegł mnie, że nikczemnik ten krąży gdzieś blisko. Jestem mu za to bardzo wdzięczny, gdyż będę się miał teraz na baczności.
Ściemniało się już, gdy wędrowcy nasi natknęli się na ślad naprawdę zdumiewający. Drogę, po której kroczyli, przechodzić musiały niedawno jakieś potężne i rosłe zwierzęta, jak to bez trudu wywnioskować było można ze śladów, jakie ich przejście pozostawiło. Na wysokość wzrostu człowieka, a nawet i wyżej, gałęzie drzew były połamane, zaś trawa w zupełności stratowana, wreszcie na błotnistym gruncie widniały odciski potężnych stóp, które nie mogły być, z pewnością, pozostawione przez zwierzęta W rodzaju jagua-