Przejdź do zawartości

Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kłopocz się wcale; rzecz ta zostanie między nami. (Zwracając się do pana Tumickiego) No, Kaziu...

ADOLF (zdziwiony)

Kazio?

(Pan Tumicki zrzuca brodę, perukę i prostuje się).
ADOLF (coraz więcej zdziwiony)

Co? Kazio Soliński?

KAZIO

Tak, ja także przyjechałem na wakacye do stryjenki, chcąc się pochwalić patentem. Na samym wstępie zmuszony byłem przedstawić się jako starzec.

PANI SOLIŃSKA

Ja to ci wypłatałam takiego figla, chcąc ci pokazać, jak smutnem jest życie nieuków i fanfaronów. Teraz, gdy już poznałeś swą winę, dałeś słowo poprawy; wierzę ci, że go dotrzymasz.

ADOLF (z uczuciem)

O, może ciocia być przekonaną, iż ta nauka do