Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dacie rozporządzenie o losie obwinionego, zbierzcie wprzód niezbite dowody jego występku, a potem dopiero ukarzcie. Gdyby którego z was ogłoszono złodziejem i ukarano, a później przekonanoby się o jego niewinności, jakże okrutnie i niesprawiedliwie z nim sobie postąpilibyście! Pragnę więc niedopuścić do takiego okrucieństwa, i proszę was całem sercem, całą duszą, abyście spełnili to, co wam przedstawiam. W dobroci swej nazwaliście mnie aniołem opiekuńczym kopalni, niechże stanę się nim w rzeczywistości, niedopuszczając was do spełnienia czynu nagannego, a wy przyjęciem mojej prośby dajcie dowód, że życzliwość wasza dla mnie nie w samych tylko słowach zamyka się!
— Niechże tak będzie, jak żądasz, — rzekł jeden z górników. — Jesteśmy wprawdzie ludzie prości, ale uczciwi, złodziej nie może być towarzyszem naszej pracy. Sprawę z Franciszkiem zawieszamy, aż do zupełnego jej wyjaśnienia.
W kilka chwil później, wszystko wróciło do należytego porządku.
Franciszek, wypocząwszy po szamotaniu się z górnikami, przyszedł zupełnie do siebie, a w kilka godzin