Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wprost na uchu jej oddech i wspomniał, jak w ostatniej chwili szeptała mu śpiesznie pożegnalne przestrogi, zakończone nawpół żartobliwem: „Pamiętaj, mały, nigdybym ci tego nie darowała!“ Czuł także na ramieniu krótki uścisk jej ręki, na który odpowiedział spokojnym, pewnym siebie uśmiechem. Heemskirka nawiedzała Freja w sposób zupełnie odmienny. Nie słyszał szeptów; zato prześladowały go obrazy. Widział dziewczynę zawieszoną u szyi podłego włóczęgi — tego włóczęgi — włóczęgi, który odpowiedział właśnie na jego okrzyk. Widział ją, skradającą się boso przez werandę z wielkiemi, jasnemi, szeroko rozwartemi oczyma, pragnącemi spojrzeć na bryg — na ten bryg. Gdyby była krzyknęła, gdyby go była zwymyślała!... Ale ona poprostu odniosła nad nim triumf. To wszystko. Zwiedziony (wierzył w to niezachwianie), znieważony, uderzony, wyśmiany — Bez miłosierdzia! Ci dwaj ludzie, nawiedzani przez Freję tak odmiennie, nie byli sobie równi jako przeciwnicy.
W tej głuchej, jakby sennej ciszy, która zawisła nad obu statkami, w świecie, co tylko zwiewnym snem się zdawał, łódka z jawajskimi wioślarzami przecięła ciemny szlak wody i podpłynęła do brygu. Siedzący w niej biały oficer, prawdopodobnie kanonier, wspiął się na pokład. Był to krępy człowiek o okrągłym brzuchu i głosie zasapanym. Nieruchoma, tłusta jego twarz zdawała się martwą w świetle księżyca; grube ramiona zwisały, odstając od tułowia, jak gdyby był wypchany. Przebiegłe, małe oczy połyskiwały niby kawałeczki miki. W łamanej angielszczyźnie zwrócił się do Jaspera z żądaniem, aby kapitan zjawił się na pokładzie Neptuna.
Jasper nie oczekiwał czegoś tak niezwykłego. Ale po krótkim namyśle postanowił nie okazać ani niecier-