Strona:Joseph Conrad - Między lądem a morzem.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

aby Jasper mógł wytrzeźwieć, dopóki pani z sobą nie zabierze. Pani go nie widzi, kiedy jest z panią rozłączony, tak jak ja go widuję. Żyje w bezustannem uniesieniu, które mnie wprost przeraża.
Na to uśmiechnęła się znowu, lecz prędko spoważniała. Opowiadanie o jej władzy nad Jasperem nie mogło jej być nieprzyjemne, a jednocześnie czuła się za niego do pewnego stopnia odpowiedzialna.
Wymknęła się nagle z werandy, posłyszawszy, że Heemskirk wchodzi po schodach w asyście starego Nelsona. Skoro tylko wytknął głowę nad podłogę, czarne, złe jego oczy jęły strzelać wokoło spojrzeniami.
— Gdzie jest pańska dziewczyna, Nelsonie? — zapytał takim tonem, jak gdyby był władcą wszystkich dusz na świecie. Potem zwrócił się do mnie:
— Bogini uciekła, co?
W zatoce Nelsona — jak zwykliśmy ją byli nazywać — panował tego dnia ścisk wielki. Był tam przedewszystkiem mój parowiec, dalej kanonierka Neptun i wreszcie bryg Bonito, który, jak zwykle, zarzucił kotwicę tak blisko brzegu, że — zdawałoby się — tylko trochę zręczności i miary w oku, a można będzie cisnąć kapelusz z werandy aż na starannie wyczyszczony pokład. Mosiężne okucia lśniły jak złoto; biała powłoka z lakieru połyskiwała niby atłasowa szata. Lekkie pochylenie pokostowanych masztów i wielkie reje w kant ustawione użyczały brygowi pewnej marsowej elegancji. Piękny był zaiste. Nic dziwnego, że posiadając podobny statek i miłość dziewczyny takiej, jak Freja, Jasper żył w ciągłem uniesieniu, odpowiadającem może pobytowi w siódmem niebie, ale niekoniecznie bezpiecznem na takim świecie jak nasza ziemia.
Zauważyłem ze spokojem, że mając trzech gości w do-