Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wdrożona do dawnego trybu życia, nieoceniona służąca (już dzisiaj takich niema!), odwzajemniła mu się uśmiechem i rzekła:
— Co ja widzę! Toż to pan Soames... nareszcie po tak długim czasie! A jakże pan się miewa? Pan Tymoteusz tak się ucieszy, gdy się dowie, że pan był u niego!
— Jak on się miewa?
— O, trzyma się całkiem paradnie, jak na swoje łata... ale doprawdy to człek cudowny! Jakemci to mówiła pani Dartie, gdy była u nas raz ostatni: „Oj, podobałoby się to pewnikiem pannie Forsyte, pani Julji i pannie Esterze, gdyby widziały, jak mu jeszcze smakują pieczone jabłuszka!“ Ale on już dokumentnie ogłuchł! I myślę się zawsze, że to i całe szczęście... bo też nie wiem, co — byśmy z nim zrobili podczas ataków samolotowych.
— Ach! — zawołał Soames. — No i cóżeście z nim wtedy robili?
— Poprostu zostawialiśmy go w łóżku, a dzwonek przeprowadziliśmy do piwnicy, tak, że kucharka i ja mogłyśmy słyszeć, gdy on zadzwonił. Nie wyszłoby mu na dobre, gdyby się dowiedział, że na świecie wojna. Jakem to mówiła do kucharki: „Jeżeli pan Tymoteusz zadzwoni, to niech się dzieje co chce — ja idę na górę! Moje drogie paniusie dostałyby spazmów, gdyby ujrzały, że on dzwoni, a nikt nie przychodzi do niego.“ Ale on przespał ślicznie wszystkie te najazdy. A gdy raz najechali nas podczas dnia, pan nasz właśnie się kąpał. To naprawdę całe szczęście, bo przecie mógłby zobaczyć, że wszyscy ludzie na ulicy zadzierają głowy do góry... On tak często wyziera przez okno...
— Tak, tak! — mruknął Soames, widząc, że Smither rozgadała się już na dobre. — Chciałem tylko obejść wszystko wokoło i zobaczyć, czy tu czego nie potrzeba...
— Tak jest, panie szanowny. Zdaje mi się, że nic tu