Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zauważyła — niemal podświadomie — że nie powiedział „syn tej kobiety“; i znów intuicja zaczęła w niej swą robotę.
Czy duch owej wielkiej namiętności przyczaił się gdzieś w jakimś zakątku jego serca?
Wsunęła rękę pod ramię ojca.
— Ojciec Jona jest już zupełnie stary i schorowany. Widziałam go.
— Ty...?
— Tak, byłam tam razem z Jonem. Widziałam ich oboje.
— No, i cóż oni na to?
— Nic. Byli bardzo uprzejmi.
— Tak, oni są tacy...
Rozpoczął znów przyglądać się zgięciu kaloryfera, poczem nagle odezwał się.
— Muszę to przemyśleć... Pomówię z tobą jeszcze wieczorem.
Zrozumiała, że na tem kończy się ich rozmowa, więc wymknęła się cicho, pozostawiając ojca wciąż jeszcze zajętego oglądaniem kaloryfera. Weszła do ogrodu, między krzaki malin i porzeczek, nie miała jednakże chęci do jedzenia. Dwa miesiące temu — jakże lekko było jej na sercu! A nawet dwa dni temu — zanim Prosper Profond powiedział jej o wszystkiem. Teraz czuła się uwikłaną w sieci — namiętności, przybranych praw, przygnębień i buntowniczych odruchów — w pęta miłości i nienawiści. W tym mrocznym momencie bez — otuchy wydało się jej, pomimo całej wrodzonej tężyzny i wytrzymałości ducha, że niema sposobu ocalenia. Jakże to rozwikłać — jak uzależnić od swej woli bieg wypadków i osiągnąć cel serdecznych pożądań?
I naraz, na rogu wysokiego żywopłotu bukszpanowego, natknęła się na matkę, idącą szybkim krokiem i trzymającą jakiś list w ręku. Jej piersi podnosiły się