Strona:John Galsworthy - Przebudzenie.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prosper Profond! Ach! To najzabawniejszy człowiek, jakiego zdarzyło mi się spotkać w życiu!
Val chrząknął i opowiedział całe zdarzenie z klaczką Mayfly.
— To tak do niego podobne! — mruknęła Winifreda. — On zdolny do wszystkiego.
— No tak — odrzekł Val przebiegle, — ale nasza rodzina nie miała zbytniego szczęścia do tego gatunku bydła; dla nas są to osobniki zbyt lekkomyślne.
Było to prawdą, więc Winifreda przez całą minutę wpatrywała się weń nerwowo, zanim odpowiedziała:
— No, no! Przecież to cudzoziemiec, Valu; trzeba być nieco pobłażliwym!
— Dobrze, będę więc korzystał z jego klaczy, ale postaram mu się jakoś zrewanżować.
Wnet potem pożegnał się z nią, przyjął jej pocałunek i porzucił ją dla swego bookmaker’a, klubu Iseeum i dworca Wiktorji.

ROZDZIAŁ VI
JON

Pani Dartie, żona Vala, po dwudziestu latach pobytu w Afryce Południowej, zakochała się głęboko — na szczęście w czemś sobie odpowiadającem. Albowiem przedmiotem jej miłości stał się widok, roztaczający się przed jej oknami — chłodna, czysta jaśń zielonych Lęgów. Nakoniec oglądała znów Anglję! i to Anglję piękniejszą niż kiedykolwiek jawiła się jej w sennych marzeniach! Doprawdy szczęśliwa gwiazda wiodła pp. V. Dartie w ten zakątek, gdzie Łęgi Południowe, ilekroć słońce je oświeca, jaśnieją czarem prawdziwym. Holly, mając po ojcu wprawne oko, umiała ocenić niezwykłość