Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nowoczesnemi pojęciami, — rzekł nagle bardzo suchym, ostrym tonem.
Cecylja wyciągnęła ręce do Marcina i zadźwięczał leciuchny szczęk, jakby kajdan.
— Musisz wiedzieć, mój drogi, — rzekła, — że byliśmy strasznie niespokojni. Wuj oczywiście, tak nie myśli.
Twarz Marcina przybrała ten sam wyraz szyderczej tkliwości, z jakim zazwyczaj Spoglądał na Tymjanę.
All right, ciotko, — rzekł; — jeżeli Stefan tak nie myśli, to źle. Powinien tak myśleć. Mieć zdanie własne, to rzecz najważniejsza. — Pochylił się i, pocałował ją w czoło. — Oddaj to Tym odemnie, — dodał. — Nie będę jej przez jakiś czas widywał.
— Nie zobaczysz jej już nigdy, mój panie, o ile zdołam to przeprowadzić, — rzekł Stefan sucho. — Twój eliksir zdrowia jest za ostry i zbyt musujący.
Uśmiech Marcina rozjaśnił się.
— Dla starych butelek! — odparł i, raz jeszcze powiódłszy wolno wzrokiem dokoła, wyszedł.
Stefan zacisnął usta.
— Zarozumiały błazen! — zawołał. — Jeżeli taki ma być typ nowego młodzieńca, niechaj nas Bóg obroni!
W chłodnej jadalni, gdzie unosił się lekki zapach goździków, melonu i szynki, zaległa cisza. Nagle Cecylja wysunęła się z pokoju i niebawem dobiegł odgłos jej kroków — teraz, kiedy jej nikt nie widział, dążyła śpiesznie do córki.
Hilary również skierował się ku drzwiom. Pomimo własnego wzburzenia, Stefan nie mógł nie zauważyć znękanego wyrazu twarzy Hilarego.
— Marnie wyglądasz, mój stary, — rzekł. — Chcesz kieliszek wódki?
Hilary potrząsnął głową.
— Teraz, kiedy odzyskaliście Tym, — odparł, — powiem ci, z jaką nowiną tu przyszedłem. Jadę jutro zagranicę. Niewiem, czy powrócę kiedy do pożycia z Bi.
Stefan zagwizdał zcicha; poczem, ściskając jego rękę, rzekł:
— Cokolwiek postanowisz, stanę zawsze przy tobie, mój stary, ale...
— Jadę sam.
Stefan doznał takiej ulgi, że pogwałcił wszelkie prawa dyskrecji.