Przejdź do zawartości

Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiała jego zwycięstwo. Czego jednak nie pojmowała i pojąć może nie mogła, to dokładnej miary obelgi, jaką Tym wyrządziła ojcu swoim postępkiem! Będąc kobietą widziała w tej sprawie stronę raczej praktyczną; nie rozumiała nie mogła nigdy rozumieć natury umysłu Stefana — nie odczuwała do jakiego stopnia był dotknięty tem, co przekraczało właściwy porządek rzeczy.
On zaś rzekł:
— Dlaczego, u licha, jeżeli czuła do tego skłonność, nie zabrała się do pracy w zwykły sposób? Mogła była nawiązać stosunki z jakiemś odpowiedniem towarzystwem dobroczynnem... Nie sprzeciwiałbym się temu nigdy. Wszystkiemu winien ten sanitarny idjota!
— Zdaje mi się, — odezwała się Cecylja nieśmiało, — że Marcin sam kieruje jakiemś towarzystwem. Jestto stowarzyszenie medyczno-społeczne, czy coś w tym rodzaju. Wierzy ślepo w jego skuteczną działalność.
Usta Stefana wykrzywiły się szyderczym wyrazem.
— Niech sobie wierzy, jak w Boga, — rzekł z tą powściągliwością, która była jedną z najwyższych jego zalet, — dopóki nie zarazi tą wiarą mojej córki.
Cecylja wybuchnęła nagle:
— Och! co teraz poczniemy, Stefanie? Czy mam pojechać do niej dziś jeszcze?
Na podobieństwo cienia, padającego na łan zboża, tak rozsnuła się chmura po obliczu Stefana. Zdawało się, że dotychczas nie uświadomił sobie całego rozmiaru tego, co się stało. Przez chwilę milczał.
— Poczekaj lepiej na list, — odezwał się w końcu. — Marcin jest jej kuzynem, plotkarki nie rzucą się zatem na nią... w każdym razie na Euston Road będzie ód nich zabezpieczona.
Tak tedy usiłując, w miarę możności, oszczędzić sobie wzajemnie niepokoju, bacząc pilnie, by się niczem nie zdradzić przed służbą, zjedli obiad i udali się na spoczynek.
W owej godzinie między nocą a rankiem, kiedy siła życiowa człowieka jest najsłabsza, a drgania jego ducha, niby złowróżbne ptaki krążą dokoła niego, muskając jego lica długiemi skrzydłami, Stefan, obudził się ze snu.
Panowała wielka cisza. Smuga perłowo szarej jutrzenki przezierała przez cienkie firanki, które poruszały się lekko, równomiernie, jak oddychające usta człowieka śpiącego. Fala wiatru, utkanego, według pojęcia p. Stone’a, z dusz ludz-