Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pozwoli nam pani wejść na chwilę? — spytała. Będziemy bardzo wdzięczne. Musimy zdać raport.
— Tu niema co raportować, — odparła młoda kobieta.
Ale szara dziewczyna, wsunęła się cicho, jak duch.
— Oczywiście, widzę to sama; ale, widzi pani; to tylko tak, dla formy.
— Musiałam się pozbyć wjekszości rzeczy, — tłomaczyłą się młoda kobieta, — po śmierci męża. Ciężkie mam życie.
— Tak, tak, ale nie gorsze od mojego... z tem ciągłem wścibianiem nosa do cudzych domów.
Młoda kobieta milczała, widocznie zdumiona;.
— Gospodarz powinienby odnowić to mieszkanie, — rzekła szara dziewczyna. — Wszak i sąsiedni dom do niego należy, nieprawda?
Młoda kobieta skinęła głową.
— Zły z niego gospodarz. Na całej ulicy tu wszędzie tak samo. Nic nie chcą naprawić, ani odnowić.
Szara dziewczyna podeszła do brudnej kolebki koszykowej, gdzie nawpół nagie dziecko wierzgało nóżętąmi. Brzydka dziewczynka, o tłustych czerwonych policzkach siedziała obok na krześle tuż przy otwartej szafie, gdzie widać były stare kości od mięsa.
— To pisklęta pani? — spytała szara dziewczyna. — Jakie milutkie!
Uśmiech rozjaśnił twarz młodej kobiety.
— Są przynajmniej zdrowe — rzekła.
— Sądzę, że o wszystkich dzieciach w tym domu nie można tego powiedzieć, — szepnęła szara dziewczyna.
Młoda kobieta odparła, wzdychając, jakgdyby zwierzała się z dawnej troski:
— Troje z pierwszego piętra jeszcze ujdzie, ale z tą bandą z samej góry nie pozwalam moim się zadawać.
Tym ujrzała dłoń swej nowej znajomięj, spoczywającą na głowie dziecka, jak blada synogarlica. W odpowiedzi na ten ruch, matka skinęła głową.
— Tak, właśnie; za każdym razem co się zetkną z temi dzieciakami, z góry, trzeba je myć.
Szara dziewczyna spojrzała na Tym. Zdawało się, że mówi:
„Tam, widocznie, powinnyśmy pójść“.
— Brudna hołota! — szepnęła młoda kobieta.

~ To nieprzyjemne dla pani.