Strona:John Galsworthy - Powszechne braterstwo.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Marcin wzruszył ramionami.
— Mniej więcej, — odparł; — ale to dzielna pracownica. Nic jej nie powstrzyma.
Na tę najwyższą pochwałę, twarz Tymjany przybrała osobliwy wyraz. „Ty mi nie ufasz“, mówił, „ale ufasz tej dziewczynie. Umieściłeś mnie tutaj, żeby mnie pilnowała“!...
— Chcę wysłać tę depeszę, — rzekła głośno.
Marcin przeczytał depeszę.
— Nie powinnaś była stchórzyć, tylko powiedzieć matce, co postanowiłaś.
Tym oblała się szkarłatem.
— Nie jestem taka trzeźwa i zrównoważona jak ty.
— Sprawa jest doniosła, — rzekł Marcin. — Powiedziałem ci, że lepiej nie zabieraj się do tej pracy wcale, jeżeli nie jesteś zdolna spojrzeć odważnie w twarz temu, co cię przytem czeka.
— Jeżeli chcesz, żebym tu została, to bądź nieco urzejmiejszy dla mnie, Marcinie.
— Musisz jasno zdawać sobie sprawę ze swoich czynów, — odparł.
Tym stała w oknie, zagryzając wargi, by powstrzymać łzy. Naraz bardzo miły głos odezwał się za nią:.
— Jak to ślicznie, żeście przyszli!
W pokoju stała młoda, szaro ubrana dziewczyna — smukła, delikatna, nieładna, nos miała skrzywiony nieco w bok, wielkie, lśniące, zielonawe oczy; uśmiechała się zlekka.
— Jestem Marja Daunt. Mieszkam nad wami. Czy piliście już herbatę?
Tym zdawało się, że w uprzejmem pytaniu tej dziewczyny z lekkim uśmiechem na ustach, w jej lśniących oczach odczuwa drwiny.
— Tak, dziękuję. Chciałabym, żeby mi pani odrazu wskazała, na czem polegać będzie moja praca.
Szara dziewczyna spojrzała na Marcina.
— A czyż jutro nie będzie na to dosyć czasu? Jestem pewna, że jesteście zmęczeni. Panie Stone, niech ją pan nakłoni, żeby odpoczęła!
Spojrzenie Marcina mówiło: „Proszę, dajcie pokój tej babskiej gadaninie!“.
— Jeżeli chcesz zabrać się db roboty na Ssrjo, będziesz miała tę samą pracę, co ona, — rzekł; — nie jesteś specjalnie uzdolniona. Możesz jedynie pełnić służbę wy-