Strona:John Galsworthy - Posiadacz.pdf/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wonego Garnka i wśród całej tej czerni nie migotał ani jeden niepewny zarys żywego człowieka czy rzeczy.
— Nie mogę pozbyć się myśli o biednym Piracie — rzekł. — Może włóczy się w dalszym ciągu jeszcze we mgle. Jeżeli nie jest już trupem — dodał z dziwnem zgnębieniem.
— Trupem?! — zawołał Dartie, w którego umyśle błysnęło wspomnienie jego porażki w Richmondzie. — Temu nigdy nic się nie stanie. Dziesięć przeciwko jednemu, że da wszystkiemu radę! Samemu djablu chyba!
George zwrócił się ku niemu i zmierzył go od stóp do głowy dzikim błyskiem rozognionych oczu.
— Zamknij gębę! — ofuknął go. — Mówię ci przecież, że dostał porządnie po łbie!

ROZDZIAŁ V.
PROCES

Z rana, w dniu, na który wyznaczona była jego sprawa, druga na liście, zmuszony był znów Soames wyjść z domu, nie widziawszy się z Ireną, co zresztą dogadzało mu do pewnego stopnia, bowiem nie postanowił jeszcze, jak ma się wobec niej zachować.
Kazano mu stawić się w gmachu sądowym o wpół do jedenastej, na wypadek, gdyby pierwsza sprawa (zerwanie kontraktu) miała być skreślona z wokandy, co wszelako nie nastąpiło, ile że obie strony wykazały pełnię odwagi, domagającej się interwencji radcy królewskiego Waterbucka i dającej mu możność spotęgowania i tak dostatecznie już znakomitej opinji niedoścignionego specjalisty w tego rodzaju sprawach. Przeciwnikiem jego był Ram, jeszcze jedna sława w dziedzinie zrywania umów. Zapowiadała się walka olbrzymów.