Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na środku pola zmniejszał się miarowo, podczas gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
Podczas przerwy podwieczorkowej nie pobiegła, jak zwykle, do domu; napiła się herbaty z flaszki, którą ze sobą przyniosła, zjadła kawałek babki i trochę czekolady, i położyła się na ziemi, oparta plecami o płot. Unikała zawsze grona współpracowników, zebranych wokół dzbana z herbatą, który im przyniosła gospodyni. Unikanie ludzi, o ile się tylko dało, stało się teraz jej przyzwyczajeniem. Pewnie wiedzą wszystko o niej, lub dowiedzieliby się szybko, gdyby im dała sposobność ku temu. Musiała ciągle myśleć o palcu, na którym powinnaby błyszczeć obrączka, i wyczekiwała stale, jako rzeczy całkiem naturalnej, że każde oko będzie jej szukało. Położyła się teraz twarzą do ziemi; puszczała wielkie kłęby dymu w trawę i przyglądała się jakiemuś chrząszczykowi; jeden z wielkich psów owczarskich podbiegł ku niej szukając odpadków jedzenia; Noel nakarmiła go drugim kawałkiem babki. Ukończywszy babkę, pies usiłował zjeść chrząszcza, kiedy go jednak Noel ocaliła, nabrał przekonania, że nie dostanie od niej niczego więcej, kichnął i poszedł dalej. Noel zagasiła papierosa o ziemię i odwróciła się. Woźnica siedział już pochylony naprzód na swej małej ławeczce, a obok szedł jego towarzysz, którego zadaniem było odgarniać zżęte kłosy z drogi. Ss — Sss! Robota zaczęła się na nowo. Wstała, wyprostowała się i powróciła na swoje miejsce w szeregu. Jutro pole będzie skończone; będzie miała rozkoszny odpoczynek — całą niedzielę! Około siódmej pozostał jedynie wąski pas niezżętej pszenicy, szerokości jakichś dwudziestu stóp. Tej właśnie pół godziny obawiała się Noel. Dziś sprawy miały się gorzej, niż zwykle, gdyż gospodarzowi zabrakło patronów, więc szczuto króliki krzykiem, kijami i psami. Króliki były szkodnikami, to prawda, niszczyły zbiory, powinny być tępione; prócz