Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To bardzo dzielnie i pięknie.
— O, nie. Mus, to wielki pan — oto i wszystko. Nie rezygnuję dobrowolnie ze szczęścia. To do mnie całkiem niepodobne. Nie wiem, co się ze mną stanie, ale możesz być pewny, że nic lepszego ze mnie nie będzie. Rezygnuję, bo mi nic innego nie pozostaje, a ty wiesz dlaczego. Gdzie jest Nolli?
— Nad morzem z Jerzym i z Gracją.
Patrzył na nią w zdziwieniu; bolesny, a zakłopotany wyraz jego oczu rozgniewał ją.
— Widzę, że dom jest do wynajęcia. Ktoby przypuścił, że taki dzieciak wyważy z posad dwa przedpotopowe głazy, jak my? Nie przejmuj się tem Edwardzie, ale w naszych żyłach płynie ta sama krew. Każde z nas będzie walczyło do ostatka na swój sposób. Dokąd ty idziesz?
— Przypuszczam, że dostanę posadę kapelana polowego na wschodzie.
Przez jedną chwilę przebiegi Leili przez myśl szaleńczy pomysł:
— Czy mam się zaofiarować, że pójdę z nim, że pójdziemy razem jak dwa bezdomne psy?
— Coby się było stało, Edwardzie, gdybyś mi się był oświadczył wtedy przed laty w maju, kiedy byliśmy — odrobinkę zakochani? Dla którego z nas byłoby gorzej, dla ciebie, czy.dla mnie?
— Nie byłabyś mnie przyjęła, Leilo.
— Niewiadomo. Ale wtedy nie byłbyś nigdy stał się ani kapłanem, ani świętym.
— Nie używaj tego głupiego wyrazu. Gdybyś wiedziała...
— Wiem; widzę przecież, żeś się napół spalił żywcem; napół spalony, napół pogrzebany! No, masz za to swoją nagrodę, jakakolwiek ona jest, a ja mam swoją.