Strona:John Galsworthy - Święty.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bronzowy ton szyja, robiła na ojcu wrażenie uosobienia świeżości.
— Oto list od Gracji. Jerzy został odesłany do domu chory. Leży w naszem mieszkaniu. Gracja wzięła urlop ze szpitala, aby móc przyjechać do domu i pielęgnować go.
Pierson przeczytał list. — Biedny Jerzy.
— Kiedy mi pozwolisz zostać pielęgniarką, tatusiu?
— Musisz poczekać, aż skończysz osiemnaście lat.
— Mogłabym z łatwością powiedzieć, że już skończyłam osiemnaście lat. Brakuje mi tylko miesiąca, a wyglądam i tak na więcej.
Pierson uśmiechnął się.
— Czy nie?
— Możnaby ci przypisać każdy wiek od piętnastu do dwudziestu pięciu lat stosownie do tego, jak się zachowujesz.
— Chciałabym być możliwie jaknajbliżej frontu.
Trzymała głowę w ten sposób, że słońce ujmowało złocistą aureolą jej twarzyczkę nieco szeroką, zbyt szeroką może na linji czoła, nad którem jasno bronzowe włosy układały się w miękkich falach. Nos miała krótki i niezdecydowany, owal policzków krągły jeszcze, jak u dziecka, cerę woskowo białą i lekkie cienie pod oczyma. Ale wargi jej, słodkie bardzo, choć kapryśne, a nadewszystko szare oczy wielkie, rozmarzone i pełne życia — wskazywały, że kaczątko przedzierzgnęło się już w łabędzia. Nie mógł jej sobie wyobrazić w stroju pielęgniarki.
— To coś całkiem nowego, nieprawdaż, Nolli?
— Obie siostry Cyryla Morlanda są w polu. On sam też niedługo wyruszy. Wszyscy idą.
— Gracja nie była jeszcze na froncie. Nauka pielęgniarstwa trwa długo.
— Jedna przyczyna więcej, żeby nareszcie zacząć.