Strona:Joanna Grey.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Posłała duszę tę, prosto — do nieba —

MARYA TUDOR.

Czyś pewną, żebyś tego dopełniła?

ELŻBIETA (silnie).

Zrób mnie królową!... Ujrzysz co ma siła!...

MARYA TUDOR.

Poczekaj siostro! skwapliwaś jak łania!
Raz pierwszy — obieśmy jednego zdania!

(do siebie)

Od dziś dnia strzedz cię się będę...

RENARD (za niemi).

Et Sapientes
Sitis, sicut, serpentes...[1]

(wchodzą do pałacu, przed którym staje wojsko — kilku z ludu rozmawiając)


MIESZCZANIN.

Dobrze ci psie ty!

INNY.

A! niechaj przepada!
Gnębiciel!

INNY.

Krajem on, nim szatan włada!

KOBIETA.

Ty, coś nas wszystkich po cichu rabował —
Coś krew Sejmourów panów moich przelał!...

INNA.

Coś do mych braci na prowincyi strzelał!...

MIESZCZANIN.

Idźmy zobaczyć jak go będą ścinać...

(odchodzą tłumnie).




Zmiana. Więzienie w Tower — nagie ściany — stół i krzesło słomiane — klęcznik i duży krzyż czarny w głębi — Joanna spi ubrana na ławie — lady Tylney siedzi nad nią płacząc — chwila ciszy — wchodzi Holbein zapłakany, któremu Tylney okazuje spiącą — scena niema — Holbein staje rozrzewniony — wyciąga nad nią ręce jak do pożegnania — wyjmuje papier i rysuje łkając głośno — wreszcie odchodzi mówiąc do lady Tylney po cichu:


  1. Przypis własny Wikiźródeł I rozumni ci, jak, węże...