Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyhaftujesz na poczekaniu parę chusteczek do nosa i poślesz cioci Józi. Gotowa z rozczulenia przyszłać ci bilet do Monte Carlo.
— Kwestja tylko, czyja jest maszyna? — spytał Michał niebacznie, bo momentalnie wszystko wsiadło na niego.
— Pocóżeś wogóle idjoto, wybierał największą i najdroższą kolubrynę?
— Niech Szwab zna pana. Zresztą miło będzie Bronkowi pomyśleć, że słodka fräulein Grete otrzyma odpowiednio wysoki procent.
— Byle tylko on należycie wysoki procent od niej otrzymał, za tyle naszego trudu...
— Dlaczego Bronek, a nie ja? — jęknął Wacek Mikiewicz.
— W każdym razie, przyznajcie, że mamy szczęście, iż p. Schulz nie handluje statkami transoceanicznemi. Ładniebyśmy wyglądali przy szerokich gestach tego kretyna Michała...
Koniec końców stanęło na tem, że pociągniemy losy, czyja jest maszyna, a kto wygra, ten ofiaruje ją swej gospodyni. Wygrałem ją i z triumfem wjechałem z maszyną do szycia do pokoju mojej Hausfrau, spodziewając się niewypowiedzianego zachwytu.
Zacna Bawarka spojrzała jednak na maszynę dziwnie, potem jeszcze dziwniej na mnie.