Strona:Jerzy Strzemię-Janowski - Karmazyny i żuliki.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się dopingowały, a dom cierpiał, zapowietrzony do cna.


II
PORZECZKI I PCHŁY

Jakób jednak czynił wszystko dobrodusznie, z humorem, z wesołą przekorą, z dowcipem ujmującym i dziecinno-figlarnym — małpus zaś, z pasją namiętną i złośliwą, z bezczelnym i dokuczliwym uporem, z arogancją niemożliwą. Trudno, niedarmo jest tak blisko z człowiekiem sparantelowany.
Kiedy przyjeżdżał jakiś gość o zaniedbanem uwłosieniu, nie było dla Jakóba większej radości. Momentalnie wskakiwał jegomościowi na głowę i czaił się. Długo się czaił, przykucał, aż w końcu… łup!! i — wyrywał włosek. Nieomylnie. Ten jeden, ten ostatni, z takim ferworem, jakgdyby włosek uciekał przed nim i najwyższy czas było koniec nieprzytomnej ucieczce położyć. Namiętnie uprawiał ten sport Jakóbek, ale nie mogę powiedzieć, żeby się te olimpiady szczególnie gościom podobywały. Toteż ostatni kretyn nawet zauważył, że coraz mniej bywało w Sierosławiu ludzi łysawych.
Wtedy pomyślał Jakób o innej zabawie. Zaczął buszować po gościnnych pokojach na piętrze. Na-