Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XXXII.

Dla Florens sprawą było nieodgadłą,
Że ten, krórego chęć do każdéj bierze, —
Jak powiadano — zniósł jéj ócz zwierciadło,
Gdzie inni kłamnie widzieli lub szczerze
Wyroki, prawa, swe nadzieje świeże —
Czego tam piękność od swych sług wymaga;
Że wieść się w żadnéj nie sprawdziła mierze,
Jako w nim żarów wielka jest odwaga,
Dla których każda chętna, choć się czasem wzdraga.

XXXIII.

Snać nie wiedziała, że to serce młode,
Które chłód pychy milczącéj otaczał,
W sztuce uwodzeń miało swą metodę.
Siećmi on swemi nieraz świat uraczał
I od pościgu przenigdy nie zbaczał,
Jeśli coś było godnego ścigania.
Lecz dziś już Harold sztuk swych nie zaznaczał;
A choć do ócz tych z miłością się słania,
W płaczliwych rój kochanków zamieszać się wzbrania.

XXXIV.

Nie znasz ty kobiet, sądząc, człeku miły,
Że tu wzdychaniem spełnisz swe nadzieje;
Cóż dla nich serca, gdy je raz zdobyły?
Niech każdy oczom lubéj hymn swój pieje,
Lecz niezbyt kornie, bo wnet go wyśmieje
I wszystkie górnych jego słów zalety!
Skąpy w umizgach — ten, kto raz zmądrzeje;
Pewność i śmiałość to lep na kobiety:
Na przemian kol i głaskaj, a staniesz u mety.

XXXV.

Stara to prawda, czas ją wypróbował;
Najgorzéj wyszedł ten, kto ją przetrawił;
Gdyś wszystko zyskał, k’czemuś chęć skierował,
Za twe zabiegi nędzny los się zjawił:
Sterałeś młodość, cześć w błocie-ś zostawił —
Te są owoce spełnionéj miłości!
A gdyś się wszystkich nadziei pozbawił,
Nieuleczalny rak w twém wnętrzu gości,
Gdy miłość przez się nie ma uroków w swéj włości.