Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/523

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sznurów i żagli i płótna dodali...
Och! to są skarby dla wędrowca fali!
Wreszcie bieguna drgającego sługę:
Kompas, co duszą ożywia żeglugę.

VI.

Teraz naczelnik, co się sam okrzyknął,
Zawołał: Pijcie! i z kielicha łyknął,
Bo nigdy gardła nie potrzeba suszyć,
Cudze i własne chcąc sumienie zgłuszyć:
„Wódki rycerzom!“ Burke niegdyś wołał,
Zaprawdę droga wilgotna do sławy!
I bohaterów zbuntowanéj nawy
Wśród takiéj mety, któżby wstrzymać zdołał?
„Do Otahajty!“ głos łamie się w krzykach...
Och! jakże zdziwią głos ten w buntownikach?
Pogodnéj wyspy mieszkania gościnne,
Łagodne serca i święta bez pracy,
Skarby prostacze, rozkosze niewinne,
Do tegoż tęsknić mogą ludzie tacy?
Majtek, do trudu przywykły i znoju,
Którym po fali każdy wicher miota,
Po świeżéj zbrodni, śmie pragnąć spokoju,
Jaki w nagrodę ledwo zyska cnota?
Takim jest człowiek! — Jedne wszystkich cele,
Tylko do mety dróg prowadzi wiele;
Kraj, urodzenie, obyczaj, majątek,
Nawet uroda kształtują nam życie,
Bardziéj na czynów oddziałają wątek
Niż cała wiedza o pośmiertnym bycie;
Lecz jest głos jeden, który każdy słyszy,
U jakichkolwiek świątyń klęka proga,
Wśród zgiełku sławy i wśród zysków ciszy..
Ten głos sumienia — to wyrocznia Boga.

VII.

Łódkę przepełnia ta garstka do zbytku,
Co towarzyszyć chce wodza niedoli,
Reszta pozostać musi mimowoli
W dumnym okręcie, moralnym rozbitku.
Ze łzą litości, ci los wodza widzą,
Drudzy nikczemnie z jego nieszczęść szydzą,