Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Widzą Medorę, poznali zdaleka. —
Zbliża się — milczą — każdy zda się czeka,
Aż drugi zacznie, sam w duszy niewieściéj
Bojąc się zbytniéj obudzić boleści.

Ona nie pyta — ona wszystko zgadła,
Jednak nie blednie, nie drży, nie upadła.
W dziewiczéj piersi wielkie czucia żyły,
Dotąd swéj własnéj nieświadome siły:
Póki nadzieja — bała się, płakała;
Straciwszy wszystko — czułość skamieniała.
I głos się w sercu z dziką ozwał mocą:
Kto wszystko stracił, bać się nie ma o co!
Nadludzkie męstwo! jakie w sercach ludzi
Szał chyba tylko, albo rozpacz budzi!
„Milczycie? — dobrze! — ja nic nie chcę wiedziéć.
Nic — jedno tylko — ktoby mógł powiedziéć?...
Nie patrzcie na mnie z twarzą obłąkaną!
Prędko i krótko, gdzie go pochowano?“
— „Pani! nie wiemy; — zaledwośmy sami
Z życiem ujść mogli. Lecz jest między nami,
Co utrzymuje, że wódz nie zabity,
Że jest w niewoli; że go sam ukryty
Widział pod strażą: — ranny, ale żywy“.
Nie słucha więcéj — wieści przerażliwéj
Nie zniosło serce: — przytomność i siła
Razem krzepnącą duszę opuściła.
Chwieje się, padła — i nawpół umarłą
Możeby morze mogile wydarło,
Lecz wnet ze łzami, choć dłońmi twardemi,
Skorzy w ratunku podnieśli ją z ziemi.
Nie ma sił stąpić — na rękach ją niosą —
Skroń, piersi, morską oblewają rosą,
Aż barwa życia wróciła na lice.
Posłali zbudzić śpiące służebnice,
I wnet, matrony zostawiwszy przy niéj,
Odchodzą szukać Anzelma jaskini,
Smutnéj wyprawy oznajmują skutki:
Zbyt długa powieść na tryumf tak krótki?