Strona:Jerzy Lord Byron - Poemata.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XXVII.

Ku przechodzącym las ardeński szumi[1]
Liśćmi i łzami Przyrody się łzawi,
Co, choć bezduszna, żalów swych nie stłumi
Nad walecznemi, których nic nie zbawi:
Zdeptani będą, nim się wieczór zjawi,
Jako ta trawa, co zazielenieje
Znów — ponad niemi, gdy ten tłum, co pławi
W świeżém się życiu, straci swe nadzieje
I, padłszy z ręki wroga, na wieki skruszeje.

XXVIII.

W południe — w życia zanurzeni zdroju,
W wieczór — w piękności szalejącém gronie,
W północ — dzwon zabrzmiał, wzywając do boju,
Rankiem ruszyli, pochwyciwszy bronie,
A w dzień już walki straszliwe pogonie!
Piorunna chmura gdy pęknie w swym pędzie,
Ziemia śród prochu nowego utonie,
Co dawny proch jéj znów okrywać będzie:
Jeździec z koniem, wróg z druhem w jednym spoczną rzędzie.

XXIX.

Cześć ich niech głoszą harfy więcéj śpiewne;
Jednegom wybrał z walecznych roiska,
Raz stąd, że rody nasze są pokrewne,
Raz, żem mu ojca lżył, przyczyna blizka,[2]
A raz, że godne pieśni cne nazwiska:
On z najmężniejszych był!... Gdzie śmierć straszliwa
Swe strzały w szranki przerzedzone ciska,
Gdzie burza walki największa się zrywa:
Howardzie! — czyjaż pierś się zacniejszą nazywa?

XXX.

Tyle łez lano nad tobą, że moje
Byłyby niczém, choćby szły obficie!
Lecz pod zielonem gdy tu drzewem stoję,
Co życiem szumi, gdyś ty stracił życie,
Gdy patrzę wokół, jak znów łan w rozkwicie
Bogate kłosy i owoce wróży,
Gdy wiosna śpieszy wszczynać radość w bycie,
Duch mój od tego, co wśród niéj tak płuż ,
Ku temu dziś się zwraca, czem mi nie usłuży.[3]

  1. Las w Soignies uchodzi za szczątek lasów ardeńskich, sławnych dzięki „Orlandowi Boiarda, a nieśmiertelnych dzięki Szekspira „Jak wam się podoba“. Wskazuje na nie także i Tacyt, jako na miejsce, gdzie Germanowie odpierali ze skutkiem napady Rzymian. Starałem się imię tych lasów z szlachetniejszemi połączyć myślami, aniżeli ze wspomnieniem o rzezi. B.
  2. Ojcem majora Howarda był lord Carlisle (w młodych latach Byrona jego opiekun). Napadł i na niego poeta w głośnym wierszu „The English Bards and Scotch Reviewers. Prz. tł.
  3. Przewodnik mój z Mont St. Jean, który mię oprowadzał po polu bitwy, okazał się inteligentnym i pewnym człowiekiem z miejscowością obznajmionym. Miejsce, gdzie padł major Howard, znajduje się w pobliżu dwóch olbrzymich, samotnych drzew (było i trzecie, które ścięto, czy téż potrzaskano podczas bitwy), stojących nad drogą w oddaleniu kilku łokci jeden od drugiego. Pod temi drzewami padł i został pochowany. Ciało jego przewieziono następnie do Anglii. Niewielkie wklęśnienie pokazuje dzisiaj miejsce, w którem ciało było pogrzebane; niedługo i ten ślad zniknie z powierzchni; dziś tutaj orzą i sieją. Pokazawszy mi różne miejsca, gdzie skończyli Picton i inni waleczni młodzieńcy, powiedział przewodnik: „Tu leży major Howard; byłem blizko niego, gdy padł raniony“. Wspomniałem o naszém pokrewieństwie, a on z tém większą troskliwością wskazywał mi na poszczególne miejsca oraz okoliczności. Miejsce to na pobojowisku najbardziéj jest znaczném, zwłaszcza z powodu owych dwóch drzew, powyżéj wzmiankowanych. Na końcu przejechałem polem bitwy dwa razy, porównywając je z podobnemi pobojowiskami. Jako dolina, Waterloo wygląda, jakby było i góry przeznaczone na jakąś wielką akcyę; być może, iż to tylko mojéj wyobraźni tak się wydaje. Przyglądałem się dokładnie Platei, Troi, Mantynei, Leuktrze, Cheronei i Maratonowi; pola naokoło Mont St. Jean i Hougoumontu potrzebują jedynie szlachetniejszéj przyczyny walki i owéj nieokreślonéj a jednak bijącéj w oczy aureoli, która miejscom bieg czasów nadaje, ażeby módz stanąć obok pobojowisk powyższych, z wyjątkiem może ostatniego.“ B.