Strona:Jerzy Liebert - Poezje.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KOGUTY


Romanowi Gineyce


Rzężąc, z brodą u kolan, bryła mięsa ciepła,
Niezgrabnie, niedołężnie wypływam na jawę —
Odcięta głowa wolno z tułowiem się zrasta
I w blaskach snem ocieka na pledy jaskrawe...

Wyratowany, śpiewem zawrotnym znaglony,
Żebrom moim i biodrom ufnie wracam siebie,
Powieki zapuchnięte z trudem się unoszą —
Widzę, topielec były, — KOGUTA NA NIEBIE!

Płynie, ścigany z dołu koguciemi wrzaski,
Wyższy nad kurze grzędy — ponsowe reduty!
W obłoki odlatuje, w naręcza jarzębin,
On, kur na wysokościach! Śpiewajcie koguty!...