Szańce zdobyte, i żołnierz w rozwięzi
Przez okna domu, w którym wróg bezcześci,
Przebił krzyk dziki i lament niewieści:
Z pośpiechu stopa lecąca dziewicy
Plusnęła we krwi na bruku ulicy;
Naprzeciw wrogów stoi z bronią w ręku
Rozpaczna garstka z dwunastu, dziesięciu:
Wszyscy przysięgli w przedśmiertnem objęciu[1]
Nie złożyć broni, aż polegną sami!
Z groźną postawą wroga na cel brali,
I mieczem siekli, lub walcząc, padali.
Wśród nich stał starzec, — włos jego był biały,
Lecz krzepką dłonią jeszcze oręż imał,
A trupy przed nim w półkole leżały.
Jeszcze się ścinał z wrogiem, niezraniony,
Cofający się, lecz nieoskoczony.
Wprawdzie pod połą świetnego kaftana
Dawniej, nie dzisiaj, szablą kresowana.
Starzec był krzepki, silny, że w te czasy
Małoby młodych poszło z nim w zapasy.
W pierś jedną więcej miał zwróconych ciosów,
W prawo i w lewo szabla starca świeci, —
Gdy w krwi ją broczył, wiele matek Wschodu
Opłakiwały przyszły owoc płodu,
Że swoich ojców nie ujrzą ich dzieci.
Choć mógł być ojcem tych wszystkich, co zabił.
Starzec, oddawna bezdzietny na ziemi,
Radby swych wrogów widzieć bezdzietnemi,
- ↑ ww. 738—9 dodane przez tłumacza.